sobota, 15 sierpnia 2015

Let's talk: "Druciaki", które zachwycą każdego czyli Dedeca!



Gdy tylko natknąłem się na prace Dedeca byłem zachwycony. To niesamowite z jaką precyzją wykonane są te produkty! A do tego wyglądają genialnie świetnie wpisując się w klimat wielu stylów. Właścicielka firmy- Agnieszka Kwiatkowska to bardzo sympatyczna osoba, której poświęcenie dla stworzenia czegoś oryginalnego jest godne uwagi. Czytajcie i oglądajcie bo warto!

// Arch/tecture ciągle poszukuje inspirujących produktów. Gdy trafiłem na Pani prace od razu mnie zachwyciły. Jak Pani myśli co jest w nich takiego wyjątkowego? Materiał, technika, element zaskoczenia klienta czy może coś zupełnie innego?

Dziękuję, bardzo cieszą mnie podobne reakcje. 
Każdy na widok „druciaków” ma inne skojarzenia. Niektórzy muszą je dotknąć, pogłaskać lub podnieść, bo nie wierzą, że drut stalowy może być tak lekki w formie i przyjemny w dotyku. Dla innych zaskakujące jest tworzywo, tzn. trudno uwierzyć im, że to drut, a w dodatku skoro jest takiej grubości, jak można zaplatać go ręcznie. Jeszcze innych zaskakuje i fascynuje gra światła, które przechodząc przez druciane oczka rzuca wokół ciekawy cień.


// Wiemy, że pierwotnie dużo tworzyła Pani z bardziej tradycyjnych materiałów, a kiedy nastąpił ten, swego rodzaju, przełom? To był przypadkowy eksperyment, inspiracja a może namowa kogoś z otoczenia?

Tak, śmieję się, że od zawsze miałam objawy „zespołu niespokojnych rąk”, a przejawiało się to w uprawianiu różnych technik rękodzielniczych. Jedną z najbardziej mnie fascynujących było robienie na drutach. Zaczęłam dość wcześniej, bo już jako czterolatka. Kilka lat temu poczułam, że dalsze eksperymentowanie z kolorami i wzorami w tej technice już mnie tak nie ekscytuje, ale wciąż kocham ten splot wielu oczek i byłoby fantastycznie znaleźć sposób na „postawienie dzianiny”, tak by powstała np. miska na owoce. Początkowo moczyłam wełniane robótki w różnej maści klejach i utwardzaczach, ale kiedy wyschły na formie i były już nawet miskami, mizernie było z ich estetyką. Postanowiłam więc zmienić wełnę na drucianą „nitkę”. W tym miejscu okazało się, że cieniutki drucik przerabiany „na drutach” bardzo kaleczy dłonie, a w dodatku poświęcenie nie jest warte efektów. Grubszy drut miał szansę się sprawdzić ale już absolutnie nie w tradycyjnej technice. Zaczęłam więc można powiedzieć od nowa. Kupiłam 100 m grubszego stalowego drutu i dopóki palce dawały radę gimnastykować się, próbowałam wieczorami wyginać go i splatać na setki różnych sposobów. Nie pamiętam ile prób skończyłam niepowodzeniem, ale było ich mnóstwo. Któregoś wieczoru, po kilku miesiącach starań i leczenia odcisków, usiadłam w fotelu i zaczęłam zwijać i zaplatać drut w sposób, który obiecywał, że efekt mojej pracy ma szansę stać się przestrzenną bryłą. Przy pracy zastał mnie świt, a później wstający na śniadanie domownicy. Ręce drżały mi ze zmęczenia ale nakręcona odkryciem nie mogłam oderwać wzroku od stojącej dzianiny, w kształcie małej i mocno krzywej miski na owoce!!!



// Czy każdy przedmiot powstaje tą samą metodą? Jakich narzędzi używa "dedeca" bo, jak się domyślamy, nie są to zwyczajne druty?

Jak już wspomniałam, przy tej grubości stalowej „nitki”rzeczywiście nie ma mowy o stosowaniu tradycyjnych drutów. Narzędzia, które wykorzystuję są dość prymitywne. To niewielkie szczypce, obcęgi i krzywka. Metoda splotu jest zawsze ta sama – ręcznie przeplatam każde oczko i tak je kształtuję, by zajęło odpowiednie miejsce w powierzchni bryły jaką tworzę.

// W jednym z wywiadów podkreślała Pani, że nie podąża za trendami ale druciane produkty świetnie odnajdują się w modnych wnętrzach minimalistycznych dodając im charakteru. To przypadek czy w pewien sposób celowe działanie?

 Od zawsze twierdzę, że „im mniej, tym więcej”. Zanim zdecydowałam się pokazać „druciaki” światu, plotłam formy przyjazne mojemu poczuciu estetyki. Dzieje się tak zresztą do dziś, a że dodatkowo znajduje uznanie w oczach ludzi myślących podobnie, to ogromna dla mnie satysfakcja.  Co się tyczy działania, zawsze chcę osiągnąć nim jakiś cel. Zdarza się, że przy okazji zaplanowanego, pojawią się niespodzianki. Pierwsza torebka, na przykład, powstała dlatego, że nie przepadam za biżuterią, ale są sytuacje, w których wskazana jest choć odrobina błysku. Torebka spełniła więc rolę praktyczną, a przy okazji świetnie zastąpiła biżuterię. Nie kryłam zdumienia, kiedy chwilę później pojawiły się zamówienia, a na kilku renomowanych imprezach związanych z modą torebki zdobyły spore uznanie.



// Wielu artystów podkreśla, że nic nie jest tak precyzyjne jak ludzka ręka i w pracach "dedeca" widać to wyraźnie. Każdy produkt jest wyjątkowy bo wykonany ręcznie a czy dużo jest tzw. odrzutów?

 Może nie aż tak wiele lat praktyki, bo pierwsza miska na owoce powstała w 2009 roku, ale śmiało mogę powiedzieć - wiele kilometrów splecionego ręcznie drutu, pozwoliło mi osiągnąć taką precyzję. Spotkałam się już z przypadkami niedowierzania, że są to wytwory pracy ręcznej :). Ze względu na, jak to nazywam – niesforność drutu, tj. jego elastyczność i opór przed formowaniem, zdarza się, że końcowy efekt znacznie różni się od zaplanowanego kształtu. Ale trudno tu mówić o tzw. „odrzucie”. W kącie mojej pracowni leży jednak kilkaset metrów stalowej plecionki, w bryłach, które przypominają lampy, ale to z czasów zanim nauczyłam się jak poskromić pewne zachowania stalowej „nitki”.



// A torebki nie kaleczą klientek lub nie zaciągają ich ubrań? Proszę nam wybaczyć nasze praktyczne podejście ale pomimo świetnego wzornictwa jest ono równie istotne.

 Oczywiście, w tym przypadku praktyka jest równie ważna jak estetyka. Gdyby torebki nie zdały moich „testów jakości” nie poszerzyłabym o nie mojej oferty. Zwłaszcza, że jako formy dużo mniejsze od mis czy żyrandoli, wymagają większej precyzji, a przez to są bardziej pracochłonne.  Mam stały kontakt z kilkoma użytkownikami (bo powstała też wersja męska) torebek, sama noszę ją na co dzień i nie spotkałam się z przypadkiem zniszczenia ubrania. Jedyne, z czym muszą liczyć się entuzjaści metalowej galanterii dedeca, to fakt, że z biegiem czasu może ona nieco stracić na błysku, poprzez naturalny proces utleniania się metalu.

// Pisaliśmy ostatnio o rdzy na ścianach "starzejącej" się wraz z domem. Czy z Pani produktami jest podobnie? Zmieniają swój wygląd pod wpływem czasu?


 Tak, uwielbiam w nich tę zmienność. Niektóre „druciaki” do wyrobu których używam, jak mówią  panowie budowlańcy - „zbrojeniówki”, z premedytacją wystawiam na wilgoć, by następnie upajać się widokiem rdzawych nalotów. Powierzchnie ocynkowane z biegiem czasu matowieją, co moim zdaniem dodaje im charakteru. Ale prócz zmian rozłożonych w czasie obserwuję także metamorfozy natychmiastowe:). Wystarczy w drucianym świeczniku zapalić świeczkę lub zmienić kolor żarówki w lampie i już optycznie zmieniają one kształt. A okrągła bryła, podświetlona z boku promieniami słońca, rzuca na ścianę cień z oczek, który „zamienia” ją w owal.



// Zainteresowanie firmą "dedeca" ciągle rośnie. Publikacje o drucianych produktach pojawiły się już m.in. na Design Father, czy taka odpowiedź środowiska zaskakuje?

 Tak, zaskakuje i bardzo motywuje. Sama praca daje mi ogromną satysfakcję ale fakt, że robię, to co kocham i doceniają to inni, po prostu mnie uskrzydla.

// A czy są zarzuty, że to co Pani tworzy to pseudo-artyzm? Ludzie różnie pojmują sztukę, więc Pani produkty jednych mogą zachwycić a innym nie przypaść do gustu.

Bywa, że słyszę lub czytam negatywne opinie o „druciakach”. To zupełnie dla mnie naturalne, mnie również nie podobają się niektóre rzeczy. Jedni ozdabiają dom pejzażami w złoconych ramach, inni donicami z betonu lub drucianą misą. Każdy przekonany o tym, że jego styl jest najpiękniejszy. I każdy ma rację!


// Czy "dedeca" ma w planach poszerzanie oferty czy skupia się raczej na sprawdzonych rozwiązaniach? Może krzesła, stoliki?


Ta technika daje tak wiele możliwości, że grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Mylę  o naprawdę wielkogabarytowych formach, ale do tych potrzebuję już konstrukcji ze stalowych prętów. Szukam kogoś, kto w tej materii chciałby ze mną nawiązać współpracę. Może znajdę za Państwa pośrednictwem? :). Obecnie projektuję także elementy stroju scenicznego dla każdego z członków pewnej młodej, acz bardzo obiecującej kapeli rockowej. Na brak pomysłów nie narzekam, wystarczy ich spokojnie na kilkanaście najbliższych lat pracy. Oby sprostało temu zdrowie.

Dziękujemy serdecznie za ciekawą rozmowę!

/////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Spodobały Ci się produkty dadeca? Odwiedź!

www.dedeca.pl 
facebook.com/dedeca.kwiatkowska

4 komentarze:

  1. Ale super pomysły ! :)

    http://sisterschannelfashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze moje skojarzenie jak zobaczyłam te wyroby to misiurka u średniowiecznego rycerza :)
    Ale to tylko skojarzenie, bo sam efekt jaki tworzą te druciaki jest niesamowity.
    Świetna rzecz, tym bardziej, że jak się zastanowić, pasowałaby właściwie do każdego typu wnętrza. Choć tak jak na końcu rozmowy było wspomniane - kwestia gustu. Te rzeczy są na tyle charakterystyczne, że nie można przejść obok obojętnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przyznaję, że też tak trochę miałem ale na prawdę "druciaki" są efektownym dodatkiem do wnętrz w wielu klimatach. A Pani Agnieszka zasługuje na wielkie brawa za swoją pracę!

      Usuń
  3. Tak, znam! Super się prezentują i szacunek za cierpliwość w wyplataniu :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...